piątek, 28 czerwca 2013

Pałac w Żelechowie

W drodze z Jeruzala, bardziej znanego jako Wilkowyje, wpadliśmy do uroczego miasteczka o nazwie Żelechów. Legenda głosi, że nazwa ta pochodzi od stoczonej na tych terenach w bardzo dalekiej przeszłości  bitwy pomiędzy Jaćwingami a Polanami. Polanie, niestety bitwę przegrali, a zwrot "żal Lachów" miała dać początek obecnej formie nazwy Żelechów. Czy tak było, czy nie, nie nam rozsądzać, ale fakt faktem, że Żelechów ma historię interesującą, o czym najlepiej przekonać się samemu choćby wstukując tę nazwę do internetowej wyszukiwarki. Ciekawą i bogatą historię ma także żelechowski pałac, dla którego to właśnie do Żelechowa zajrzeliśmy. Pałac, zbudowany w XVIII wieku przechodził różne, mniej lub bardziej burzliwe koleje losu, aby w czasie II wojny światowej niemalże popaść w ruinę. Po wojnie w pałacu ulokowano szkołę, po jej wyprowadzeniu się z jego murów budynek stał zupełnie nieużywany. Dopiero po ponownym przekazaniu go w ręce prywatne doczekał się należnego mu od dawna remontu i renowacji. Po trwających kilka lat pracach konserwatorskich (budynek jest wpisany na listę zabytków) nie tylko odzyskał dawną świetność, ale także nabrał zupełnie nowego blasku. Niedawno w jego podwojach otwarto ośrodek konferencyjno-wypoczynkowy pod nazwą "Pałac Żelechów". W ośrodku można skorzystać między innymi z unikatowego spa czy zarezerwować nocleg w elegancko urządzonych pokojach czy apartamentach. Nas jednak do Żelechowa sprowadziło co innego. Otóż Pałac ma swój własny... browar, który można obejrzeć. Takiej gratki nie mogliśmy przepuścić i wraz z naszym aparatem odwiedziliśmy to sympatyczne miejsce.


Główny budynek żelechowskiego pałacu

Taki oto widok wita odwiedzających kompleks pałacowy w Żelechowie. To główny budynek pałacu. Oprócz niego są tutaj jeszcze dwie oficyny, zabudowane po obu stronach budynku głównego i niemal 8 hektarowy park.

Jedna z oficyn.

I druga z nich.

Z bocznych budynków pałacu prowadzą zejścia do parku. Charakterystyczne jest, że nie komunikują się one z parkowymi alejkami, ale prowadzą wprost na trawę. W parku bowiem nie zauważyliśmy alejek, chodzi się tam po prostu po trawie, nawiasem mówiąc świetnie utrzymanej. Dlatego, na zdjęciu schody z budynku prowadzą wprost na trawnik.


Wejście do budynku głównego.

Zwiedzanie pałacu rozpoczęliśmy od wyprawy do jego... podziemi.

Jeden z podziemnych korytarzy.
Podziemia żelechowskiego pałacu nie są chyba zbyt rozległe, choć robią takie wrażenie, ze względu na ilość różnych pomieszczeń, zaułków, zakamarków i korytarzy oraz krętość tych ostatnich. Podziemna część pałacu robi naprawdę duże wrażenie, bo wraz z całym obiektem została poddana gruntownemu remontowi i naprawdę udanej rewitalizacji.


Podziemia żelechowskiego pałacu robią naprawdę duże wrażenie.

W czasie spaceru podziemnymi korytarzami można natknąć się wiele niespodzianek. Na przykład na nietypowy kominek...

Kominek w podziemiach.
... czy choćby podziemny pub...

W podziemnej części można napić się dobrego (naprawdę) piwa.

... który serwuje doskonałe piwo z własnego browaru. Oczywiście także umieszczonego w podziemiach pałacu.

Browar żelechowski.

Kadzie z żelechowskim piwem.

Fragment instalacji piwowarskiej.
A tutaj serwuje się żelechowskie piwo.

Kontynuując spacer po żelechowskim Pałacu niepostrzeżenie opuściliśmy jego podziemia i trafiliśmy do ogromnej sali balowej, może bankietowej, może konferencyjnej...

Sala bankietowa.

Przez okna i tiulowe firany sączy się leniwie dzienne światło.

I na tym zakończyliśmy spacer po części pomieszczeń żelechowskiego pałacu. Do spa i części hotelowej nie zaglądaliśmy, nie chcąc nadużywać gościnności i tak nad wyraz wyrozumiałej obsługi. 
Za to kiedy wyszliśmy na zewnątrz czekała nas kolejna widokowa niespodzianka. Oto przed boczną oficyną pałacu stała najprawdziwsza dorożka. Nie wiem czy była zaczarowana, jak u Gałczyńskiego, ale na pewno bardzo ładna i fotogeniczna.


Zaczarowana dorożka? Zaczarowany dorożkarz?
Zaczarowany koń?

Takim miłym akcentem pożegnał nas żelechowski pałac. Jeszcze tylko rzut oka na pałacowy park.

Park liczy sobie ok. 8 ha.

Jedno ze starych drzew,
które tutaj otacza się opieką.
I z żalem kończymy naszą wizytę w Żelechowie. Na "otarcie łez" zabieramy ze sobą dwie butelki wspaniałego żelechowskiego piwa. Mniejszy żal, że trzeba wracać...

czwartek, 27 czerwca 2013

Z wizytą w... Wilkowyjach

I znowu długo nic na tym blogu się nie działo. Usprawiedliwieniem niech będzie to, że pogoda nas nie rozpieszcza, nie zostawia zbyt wiele wolnego czasu na przyjemności. A przecież blogowanie do nich właśnie należy. Ostatnio, trochę jest jakby lepiej, można odsapnąć od nieustannego wypatrywania deszczowych, burzowych, gradowych... chmur na niebie i zająć się czymś ciekawszym.
A my, korzystając z ładnej ostatniej niedzieli i zaproszenia dzieci postanowiliśmy wyskoczyć do Wilkowyj.
To znaczy dokładniej mówiąc do Jeruzala, bo tak naprawdę nazywa się wieś, która w popularnym serialu "Ranczo" gra rolę Wilkowyj. Jeruzal, inaczej niż Wilkowyje w filmie, nie jest wcale siedzibą gminy. To cicha, spokojna, zadbana, schludna i czyściutka wieś położona w powiecie mińskim, w gminie Mrozy. Godnie jednak gra rolę siedziby gminy Wilkowyje i miejsca, w którym rozgrywa się większość wydarzeń, o których opowiada serial.
Oczywiście po Jeruzalu przechadzaliśmy się wraz z aparatem, więc poniżej zamieszczamy zdjęcia wykonane podczas spaceru po tym uroczym miejscu.


Widok na kościół w Jeruzalu.

Wejście na kościelny teren prowadzi przez furtę z figurą Matki Boskiej.
W głębi wejście główne do drewnianego kościoła.

Wnętrze jeruzalskiego kościoła, doskonale znane fanom serialu "Ranczo".

Tuż obok kościoła - plebania.
Jakby żywcem wycięta z filmowego planu.

Figura Św. Floriana przed jeruzalskim kościołem.

A oto i najsłynniejsza chyba ławeczka w Polsce.
Tym razem jednak pusta.

Rozpoczynamy spacer po Jeruzalu, a może Wilkowyjach.
Tuż obok Rynku (bo Jeruzal mimo, że jest wsią ma swój rynek)
przecudnej urody budynek dawnej szkoły.
Dziś mieści się w nim filia Biblioteki w Mrozach.

Jeruzalskie uliczki, zaciszne i czyste, zachęcają do rodzinnych spacerów.

Nawet opuszczone już zabudowania w tej wsi akurat nie "straszą".

Strach na wróble (a raczej na szpaki)
to tutaj częsty widok.

Jedna z cichych, wiejskich uliczek.

I jeden z wielu urokliwych pejzaży.
Widok na okolicę Jeruzala zza kościelnego muru.

Jeruzal vel Wilkowyje. Pożegnalne zdjęcie.

To naprawdę urokliwe miejsce. I z historią. Kto ciekawy niech poszuka w internecie (choćby na nieocenionej Wikipedii) i poczyta sobie o historii Jeruzala. Wtedy się dowie na przykład skąd w tak niewielkiej wsi wziął się rynek, dlaczego Jeruzal nazywa się Jeruzal i jeszcze innych kilku ciekawych rzeczy.
A gdyby komuś tamtędy akurat wypadła jakaś droga, niech na chwilę przystanie. Warto.