niedziela, 26 października 2014

Kocie wieści

Dziś kocich wieści ciąg dalszy.

Miło nam donieść, że kuracja naszego Pysia, którego dramatyczną historię przedstawiliśmy w poprzednim wpisie, przebiega bez żadnych komplikacji. Kocina dzielnie nosi aparat stabilizujący, nie drapie się, nie próbuje go sobie zdjąć, słowem to urządzenie wydaje mu się zupełnie nie przeszkadzać w codziennym życiu. Oczywiście na wszelki wypadek, kiedy musimy spuścić zwierzaka z oka, zakładamy mu kołnierz, w kórym na całe szczęście też zachowuje się spokojnie.
Wygląda więc na to, że kuracja postępuje prawidłowo i będzie uwieńczona sukcesem.


Pysio w dzień dużo śpi

Portrecik z profilu

A tu w czasie wieczornej toalety

A korzystając z okazji garsć ploteczek z naszego kocińca :-)

Zanim pogoda zdążyła się popsuć na dobre i w naszym obejściu gościła jeszcze Złota Polska Jesień, całe kocie towarzystwo wylegało na wspólny spacer i harce po naszym podwórku.


Burka czujnie śledzi wszystkie latające owady...

... i każdy ruch w trawie

Za to Łobuz porusza się dostojnie, z rzadka tylko zrywając się do biegu

Chociaż lubi sobie od czasu wywinąć fikołka na trawie...

... czemu Skierka przygląda się z wyraźnym zainteresowaniem

Niestety, aura jest nieubłagana i jesień pokazuje coraz śmielej swoje mniej kolorowe oblicze. Wtedy kocie życie towarzyskie przenosi się do domu, a w nim  - przede wszystkim w okolice kominka, czasem też na kanapy i łóżka.


Nasze koty uwielbiają spać przed piecem w wiklinowych koszykach

A obok cieplutkiego pieca stoi taka oto kocia zabawka.
Na górze Mamrot, w norce Burka, a na dole, za słupkiem - Skierka

Burcia w swojej "dziurce"

Skierka zajął "wysokie stanowisko"

A kiedy przy piecu robi się za gorąco albo za tłoczno,
można przenieść się do sypialni

Fama i Łobuz zgodnie śpią na dywanie przed naszym piecem

Ale mi dobrze...

Pozdrawiamy :-)

sobota, 18 października 2014

Kot z wypadku

W naszym domu, w dość dramatycznych okolicznościach których szczegóły tu pominę, zjawił się nowy domownik. To młodziutki kocio, potrącony przez samochód, który doznał połamania żuchwy. W sumie to miał sporo szczęścia,bo innych obrażeń w zasadzie nie było, choć w chwili znalezienia wyglądął dość masakrycznie. Teraz, kiedy patrzymy na niego, gdy jest już po operacji, nie możemy wyjść z podziwu dla kunsztu współczesnej chirurgii weterynaryjnej, bo poza niewielką ranką na spodniej stronie żuchwy - nic nie wskazuje na niedawne dramatyczne zdarzenia z jego udziałem.

Kocio okazał się bardzo przymilnym, lgnącym do ludzi, pragnącym ciepła i pieszczot zwierzakiem. Nie stwarza żadnych problemów, załatwia się do kuwety, nawet zabiegom (przemywanie rany, zakraplanie oczka) poddaje się w zasadzie spokojnie. Musi pozostawać pod czujnym nadzorem, by nie zdjąć sobie stabilizatora, takiego aparatu, który utrzymuje złożoną żuchwę w odpowiedniej pozycji do czasu zrośnięcia się kości (tak zrozumiałem, jak tłumaczył mi to wet, ale może coś pokręciłem). Pomaga nam w tym specjalny kołnierz popularnie zwany "abażurem", który usprawniliśmy w ten sposób, że przymocowaliśmy do niego "rzepy", aby jego zapinanie i odpinanie uczynić szybszym i łatwiejszym. Kot, ze względu na uraz szczęki musi dostawać jedzenie o konsystencji papki, weterynarz polecił nam po prostu kupowanie karm w postaci musów (to takie jaby pasztety) i rozrabianie jej wodą do pożądanej nie za gęstej, ale i nie za rzadkiej konsystencji. Sprawdza się doskonale, kot wcina, aż mu się uszy trzęsą.

Najgorsze, mamy nadzieję, już za nim. Weterynarze są zdania, że kot wróci do pełnej sprawności, no może tylko jego ząbki będą wymagały nieco więcej uwagi. Miał dużo szczęścia w swoim nieszczęściu. A kiedy go znaleźliśmy, wyglądał naprawdę nieciekawie. Nazwaliśmy go Pysio.
Oto kilka fotek.

Pysio śpi

A tu  więcej Pysia...

Jak na kota, który jedną łapą był już za Tęczowym Mostem
apetyt ma całkiem niezły

Kocio w kołnierzu, który zabezpiecza przed uszkodzeniem
"poskładanej" szczęki i zniweczeniem pracy lekarzy


W swoim i jego imieniu dziękujemy tym wszystkim, którzy przyczynili się do jego uratowania i leczenia.