niedziela, 29 czerwca 2014

Jurajskie klimaty w Kołacinku

Dzisiaj, zgodnie z obietnicą co nieco o dinozaurach...
Kołacinek, to niewielka, acz z całkiem szacownym rodowodem, wieś w zachodniej części Mazowsza. Do 2007 roku właściwie mało kto o niej słyszał, choć znajduje się w niej urokliwy drewniany kościółek z XVIII wieku, a także ciekawy dworek z parkiem. Dworek jest w trakcie kapitalnego remontu, a w parku trwają prace konserwatorskie i rewitalizacyjne.
Nas jednak do Kołacinka sprowadził powstały tutaj w 2007 roku  Park Jurajsko-Botaniczny "Dinopark", z ekspozycją figur dinozaurów.
Obiekt nie należy do specjalnie rozległych, na jego zwiedzenie kilka godzin to aż nadto. Oprócz trasy edukacyjnej, wzdłuż której rozmieszczono figury różnych przedstawicieli  bogatej rodziny dinozaurów z różnych okresów życia na ziemi, znajdują się tam także dodatkowe atrakcje dla najmłodszych - plac zabaw, kolejka jurajska, poszukiwanie złota, czy bajkowa kraina. Niestety te atrakcje są dodatkowo płatne, w cenie biletu natomiast jest oprowadzanie po ścieżce edukacyjnej przez przewodnika Dinoparku. Warto z tego skorzystać, bo dowiedzieć się można wielu ciekawych rzeczy o dinozaurach i życiu na ziemi w okresie, w którym te zwierzęta panowały na naszej planecie.
W Dinoparku jest także niewielkie, ale ciekawe muzeum skamieniałości, w którym na własne oczy można zobaczyć zastygłe w skałach odciski szkieletów dawnych roślin i zwierząt. Nas akurat ono zaciekawiło najbardziej, najmłodszych - potwór morski wynurzający się z toni znajdującego się w parku jeziorka.
Poza dinozaurami Dinopark to pięknie utrzymany park - bardzo dobre miejsce do niedzielnego, rodzinnego wypadu.


Taki oto sympatyczny Dino wita gości Dinoparku


Jego figura dominuje w panoramie parku



Wchodzimy do Paleostrefy

Warto poczekać na przewodnika...

...dowiemy się więcej o tym co zobaczymy

Bo świat prastarej fauny jest fascynujący i bogaty...

...czasami niesamowity


Skrzydlaty praptak zrywa się do lotu...

... a tuż obok trwa bezpardonowa walka o byt

Czasami jakiś dinozaur przypuści i na nas atak...

... albo wynurzy się z toni jeziora

W Dinoparku zobaczyć można także prastare owady...

... a całość jest po prostu świetnie utrzymanym parkiem

  
Dla najmłodszych - dodatkowa atrakcja: Bajkowa Kraina
do której wchodzi się przez takie oto wrota...

... a także jurajska kolejka.
Szkoda tylko, że taka krótka

Żegnamy się z Dinoparkiem z postanowieniem, że odwiedzimy to miejsce w czasie wakacji razem z naszymi wnukami.

Pozdrawiamy :-)

sobota, 28 czerwca 2014

Lipce Reymontowskie

Pierwszy dzień wakacji uczciliśmy wypadem w nieodległą od naszego skromnego obejścia okolicę.

Wyśledziliśmy przy pomocy Wujka Googla, że stosunkowo blisko nas znajdują się dwa ciekawe miejsca, które chcielibyśmy odwiedzić. Wyprawa miała dojść do skutku tydzień temu, ale wtedy pogoda spłatała nam nieładnego figla i dlatego w tę wyprawę wybraliśmy się dopiero dzisiaj. Na marginesie: dzisiaj Kapryśna Pani Aura swoje zeszłotygodniowe grzeszki odpokutowała z nawiązką, bo deszcz zaczął padać dokładnie z chwilą kiedy po powrocie z naszego wojażu zamknęliśmy za sobą bramę. A teraz do rzeczy.

Pierwsze z miejsc, które znalazły się na naszym "celowniku" to miejscowość o wdzięcznej nazwie Kołacinek. Z rozpoznania internetowego wynikało, że znajduje się tam obiekt o nazwie Dinopark, czyli coś w rodzaju mini parku jurajskiego przeznaczonego głównie dla najmłodszych. Ponieważ w wakacje zaszczycą nas swoją obecnością nasze wnuki, korzystając z okazji postanowiliśmy wybrać się w to miejsce, aby zrobić coś w rodzaju rekonesansu.

A ponieważ na trasie dojazdu (no, tak naprawdę to nieco obok, ale całkiem blisko) znalazła się miejscowość o znajomo brzmiącej nazwie Lipce (obecnie Reymontowskie) - to oczywiście nie mogliśmy sobie odmówić przyjemności zajrzenia i tam...

Lipce - to całkiem niemała miejscowość, w której znajduje się kilka ciekawych miejsc, oczywiście głównie związanych z osobą Władysława Reymonta. Nietaktem byłoby w tym miejscu przypominać, że w Lipcach właśnie Reymont umieścił akcję swej sztandarowej powieści "Chłopi", stąd ta miejscowość stanowi ważny, choć chyba ciągle niedoceniany punkt na turystycznej mapie zachodniego Mazowsza. W Lipcach trafiliśmy do bardzo osobliwego miejsca, o którym chcielibyśmy Wam opowiedzieć. To Galeria Staroci mieszcząca się przy ulicy Lipowej 12. To co tam zobaczyliśmy zrobiło na nas niesamowite wrażenie.

"Szyld" Galerii Staroci, a w rzeczywistość mini-muzeum
reymonotowskiego


To miejsce, to nie jest typowa galeria staroci, bezładny zbiór rzeczy powyciąganych ze strychów, znalezionych w komórkach, powykopywanych z ziemi. To kolekcja z rozmysłem uporządkowana i doskonale udokumentowana żmudnymi, niemal naukowymi, dociekaniami jej właściciela. Gospodarz o zgromadzonych u siebie przedmiotach wie niemal wszystko, potrafi o nich opowiadać godzinami, wprowadzając swych gości w miniony już świat, którego zgromadzone przez niego przedmioty były nie tylko materialną cząstką, ale i niemym świadkiem. W kolekcji tego osobliwego mini-muzeum  znajdują się przedmioty gospodarskie, narzędzia pracy, stroje ludowe, narzędzia rolnicze. Ciekawą częścią kolekcji są stare pocztówki, znaczki pocztowe, a nawet wydania starych gazet i wydawnictw, oczywiście wszystko związane z regionem. 
 
Osobną część zbiorów stanowi kolekcja przedmiotów związanych z postacią Władysława Reymonta i powieścią, a także filmem "Chłopi". Właściwie z filmami, bo było ich więcej, niż ten, znany powszechnie jako telewizyjny serial. Odnieśliśmy wrażenie, że na ten temat oprowadzający nas po swoim królestwie właściciel zbiorów - wie wszystko. Szczególne wrażenie zrobiła na nas kolekcja autografów wszystkich aktorów grających w popularnym serialu "Chłopi" w reżyserii Jana Rybkowskiego. Na marginesie, dowiedzieliśmy się, że większość scen do tego filmu kręcono nie w Lipcach, ale w pobliskim Pszczonowie. Taka ciekawostka. 

W takich oto pawilonach mieści się ta niezwykła kolekcja

Nie wszystko może się pomieścić pod dachem

Wozownia - jedno z wielu wnętrz.
W tej właśnie bryczce - wg relacji naszego gospodarza
wywieziono Borynę do sadu przed śmiercią


Wnętrze z makatkami i innymi ozdobami z regionu łowickiego

A na podwórku takie oto cuda
 
To miejsce naprawdę robi wrażenie. Polecamy :-) (trochę szczegółów tutaj)

Będąc w Lipcach zajrzeliśmy jeszcze do Muzeum Regionalnego, noszącego imię Władysława Reymonta. Muzeum mieści się w zabudowaniach dawnej manufkatury Winklów, która zajmowała się przerobem wełny.
 
Wnętrze chaty ze zbiorów Muzeum Regionalnego
w Lipcach Reymontowskich
 
Ręcznie zdobiona skrzynia łowicka
 
Stroje weselne z regionu łowickiego
 
Maszyna do przerobu wełny - zgręblarka.
Eksponat z Manufaktury Winklów

 
A na pożegnanie - widok jednego z zabudowań Manufaktury Winklów
dzisiaj siedziby Muzeum im. Władysława Reymonta

No i dinozaury dzisiaj się chyba nie zmieszczą... Prosimy o cierpliwość do jutra.
 
Tymczasem pozdrawiamy, już wakacyjnie :-)

wtorek, 24 czerwca 2014

Jeszcze o kotach, ale nie tylko...

Ten wpis miał być zsupełnie o czym innym. Zaplanowaliśmy sobie wycieczkę w pewne ciekawe miejsce (na razie nie zdradzimy gdzie), ale niestety - kapryśna aura pokrzyżowała nasze plany. Wycieczki nie było, zdjęć nie było, więc i relacji też nie będzie. Na razie, bo podobno weekend (odpukać w niemalowane) ma być całkiem ładny.

Na razie pozostaniemy więc przy kocich tematach. Nasz nowy koci domownik - Łobuz - aklimatyzuje się u nas coraz bardziej. Cała nasz kocia gromadka chyba go zaakceptowała, chociaż od czas do czasu zdarzają się drobne scysje, właściwie nie bardzo wiadomo o co. Generalnie jednak jesteśmy zadowoleni z kociej adaptacji do nowych warunków.
Łobuz wyładniał, futerko zrobiło mu się miękkie i lśniące, rany zagoiły się a kocie spojrzenie nie jest już takie smutne, jak za pierwszym razem, kiedy go zobaczyliśmy. No, po prostu - nie ten sam kot.
Znalazłem jedno z pierwszych zdjęć Łobuza (wtedy jeszcze nie Łobuza) w naszym obejściu. Kocina wygrzewa się na nim w wiosennym słoneczku. Był wtedy w trakcie antybiotykowej kuracji po poranieniu łapki przez jakiegos drapeżnika.


Pierwsze zdjęcie naszego Łobuza

Dzisiaj Łobuz w niczym już nie przypomina tego zalęknionego, zbolałego kota. Nabrał kociego wigoru, bawi się z naszymi kotami i psem, zaczepia także nas, chcąc na swój koci sposób zwrócić na siebie uwagę. Wygląda na to, że znalazł dom :-)

Przeglądając zawartość "kocich" folderów ze zdjęciami, znalazłem zrobione już jakiś czas temu zdjęcie śpiących razem dwóch naszych kotów Burki zwanej też Elwetką i Skierki. Zdjęcie jest tak słodkie, że nie mogę go nie pokazać:

Burka (z lewej) i Skierka śpiące razem

Burka i Skierka stanowią parę niemalże nierozłączną. To prawdziwi koci kumple na dobre i na złe, do zabawy i do psoty i nawet do miski. Jak widać, nawet we śnie lubią być blisko siebie.

A skoro już tak zeszło na kocie zdjęcia no to do kompletu najnowsze zdjęcie naszego najstarszego stażem kociaka czyli Mamrota. Mamrot to nie kot... To Pan Kot. On jest ponad kocie psoty, figle, zabawy. Poważny, dostojny, dystyngowany. Nic dziwnego, bo to podobno najbardziej rasowy z naszych kotów. Zresztą, spójrzcie:

Mamrot - Nasz koci arystokrata

Tyle o kotach. Na zakończenie pochwalimy się jeszcze naszym jaśminem, który w tym roku zakwitł po prostu zjawiskowo:

Kwiaty jaśminu

A na zakończenie niezwykły dar poranka: kropelki rosy, które osiadły na delikatnej pajęczej nici.




Pozdrawiamy wszystkich :-)

piątek, 20 czerwca 2014

Podziękowania

Wszystkim, którzy zechcieli oddać swój głos na naszego Łobuza
w konkursie na kocie portrety na blogu Klub Kota Jasna 8
składamy, wraz z Łobuzem, serdecznie podziękowania.

Zwycięzcom w konkursie gratulujemy,
a wszystkich bardzo serdecznie pozdrawiamy :-)))

Nasz Łobuz

środa, 11 czerwca 2014

Kocia historia, jakich wiele...

Na blogu Lucy z głową w chmurach wyczytałem o konkursie na kocie portrety na blogu Klub Kota Jasna 8.
Tak się składa, że mamy u siebie trzy koty, a od niedawna nawet cztery, o czym za chwilę. Nic więc dziwnego, że temat mnie zainteresował, oczywiście na bloga zajrzałem, wpis o konkursie przeczytałem, zdjęcia już nadesłane obejrzałem. I postanowiłem wysłać zdjęcie jednego z naszych kotów. Nie będzie to jednak portert Mamrota, który jest u nas najdłużej i jest kotem najbardziej zadomowionym, i od którego zaczęła się nasz kocia przygoda. Nie będzie to portret Skierki, czarnego kociaka (dzisiaj kocura) przygarniętego na prośbę dzieci, bo jak z wieloma innymi kotami, nie było z nim co zrobić. Nie będzie to też portreci przesympatycznej Burki zwanej Elwetką, drobnej kociczki zauważonej przez nas (właściwie przez naszą boskerkę) w klatce w jednej z weterynaryjnych klinik z kartką "Szukam domu". Nie... Na konkurs postanowiłem wysłać zrobiony przed kliku dosłownie dniami portret naszego najnowszego kociego lokatora, Łobuza. Kociak trafił do nas jakiś czas temu, poraniony, pogryziony przez innego kota, może jakiegoś drapieżnika, bo jego domem był las. Pogryzienie było tak pechowe, że kocina stał się niemal zupełnie bezradny, z trudem chodził, na pewno nie mógłby nic sobie upolować. Przyszedł pod nasz dom i przysiadł pod okapem dachu i tak go znaleźliśmy. Wetrynarz, antybiotykowa kuracja, leki zadziałały i kot w miarę szybko odzyskał sprawność i wigor. I oczywiście wócił do lasu, ale już na krtótko. Po kilku dniach znowu wrócił i znowu ciut poturbowany. Postanowiliśmy więc kociaka przygarnąć i włączyć do naszej kocio-psiej gromadki, tym bardziej, że zwierzak zdecydownaie chętnie powracał do naszego obejścia.
Dzisiaj Łobuz - takie imię mu chyba najbardziej pasuje - kolejny już dzień aklimatyzuje się w naszym domu i wśród naszych czworonogów. I jest coraz bardziej sympatyczny, coraz bardziej przywiązany, coraz bardziej przymilny. Słowem sympatyczny łobuziak. Będąc na dworze spogląda co prawda jeszcze za ogrodzenie, w stronę lasu, ale na wołanie po imieniu przychodzi do nas...
A oto i on:

Łobuz - kolejny kot przygarnięty pod nasz dach

Powoli odzyskuje koci wigor

Kiedy więc wyczytałem o konkursie na koci portret zorganizownaym na blogu Klub Kota Jasna 8



postanowiłem, że na konkurs wyślę portrecik tego kociego pechowca, a może szczęściarza... Tym bardziej, że akurat dosłownie kilka dni temu urządziliśmy sobie małą sesję fotograficzną i wyszedł z tego taki oto obrazek:

Łobuz
I tyo właśnie zdjęcie zgłaszam do Konkursu Rocznicowego.