poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Kwietniowa zima

Witamy po dłuuuuuugiej przerwie.
Nie będziemy tracić cennego czasu na usprawiedliwianie się, dlaczego tak długo na tym blogu nic się nie działo. Przepraszamy zawiedzionych, ale - nauczeni doświadczeniem - nie zamierzamy składać solennych obietnic, że już od teraz będziemy regularnie uzupełniać wpisy. Zapewniamy jedynie, że postaramy się nie dopuścić do takich zaległości, jak ostatnio...
Trochę tłumaczy nas fakt, że sporo się u nas działo przez ten zimowy czas, i nawet nasz drugi lamusikowy blog nie zawsze w porę był uzupełniany. Mieliśmy co robić, bo i sporo zamówień na jedne i drugie Święta nam się trafiło, i na rodzinnej niwie też się co nieco działo, no i w końcu zima, jak mało kiedy dała nam w tym roku popalić i wyciskała z nas dosłownie "siódme poty". Pokornie więc przepraszamy i obiecujemy choć trochę się poprawić.
A właśnie... zima... W kalendarzu już kwiecień, a u nas śniegu, jak w środku zimy. Co prawda od wczoraj jakby się nieco miało poprawić, bo i słońce zza chmur wygląda i temperatura się powoli podnosi no i śniegu jednak ubywa (choć bardzo wolno), ale jednak to nie jest normalne, aby o tej porze roku tak wyglądały pola i łąki i lasy...

8 kwietnia 2013 roku. Zima w pełni.

Kiedy mniej więcej miesiąc temu, czyli przed ostatnim atakiem zimy, który o ile dobrze pamiętam miał trwać zaledwie kilka dni, trafiło się nieco cieplejszej i zwiastującej wiosnę pogody, pod naszym starym domem wzeszły nieśmiało z rozmarzniętej ziemi nieduże, zieloniutkie pędy żonkilków. Rosną tam sobie od zawsze i zawsze to one pierwsze swoim świeżozielonym kolorem obwieszczają nadejście wiosny.
Jak się rzekło, z prognoz wynikało, że zima miała zagościć u nas krótko, najwyżej kilka dni, więc troskliwie okryliśmy świeżutkie pędy dopiero co wzeszłych roślin czym akurat można było: doniczkami, skrzynkami, osłonkami na doniczki... a wszystko jeszcze okryliśmy folią. Myśleliśmy, że na kilka dni, okazało się, że na miesiąc. Nie mieliśmy nadziei, że roślinki przeżyją pod grubą warstwą śniegu, bez światła, ale dzisiaj postanowiliśmy do nich zajrzeć. Jakież było nasz zdziwienie, gdy okazało się, że nie tylko przeżyły, ale mają się całkiem dobrze... Co zresztą widać...

Oto nasze żonkilki i to czym były pookrywane.

Tutaj na zbliżeniu.

Odkopane spod śniegu po niemal miesiącu.

Na zdjęciu widać jakiego narzędzi musieliśmy użyć do odkopania naszych roślinek. Zmrożony śnieg wycinaliśmy kawałkami, niemal jak przy budowie igloo. Jak na takie warunki, roślinki są chyba w całkiem niezłej kondycji, co niezmiernie nas cieszy.
A przy okazji, jeszcze parę - mamy nadzieję, już ostatnich zimowych zdjęć z naszej wsi...

Pod takim właśnie śniegiem spały sobie nasze żonkilki.
To czarne z tyłu to krzak róży.
Jej jeszcze nie odwijamy...

Pod starą wiśnią, drzemie sobie w zimowym śnie stare koło.

Śnieg powoli odpuszcza...

... a na drzewach pojawiły się coraz wyraźniej widoczne pąki.

A właśnie wczoraj przyleciał pierwszy z naszych bocianów.
Pozdrawiamy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz