czwartek, 3 lipca 2014

Muchołówkowe przedszkole

Pierwszy dzień lipca wybrały sobie nasze muchołówki na usamodzielnienie swoich piskląt. A było to tak:

W czasie porannego spaceru nasza sunia wywęszyła dwa skryte w niskich zaroślach pod domem pisklaki. Malutkie, wystraszone, wylęknione, przytulone do siebie tak bardzo, że robiły wrażenie zrośniętych ze sobą. Oczywiście pies dokończył spacer na smyczy, potem powędrował do domu, a znalezisko zostało poddane dokładnym, acz ostrożnym oględzinom. Pierwsze podejrzenie było takie, że małe przedwcześnie wypadły z gniazda i teraz będzie problem. Wiedzieliśmy o tym, że w załomie pod dachem muchołówki zrobiły sobie gniazdo, ale było ono tak sprytnie schowane, że włożenie maleństw do środka nie wchodziło w grę. Zauważyliśmy też, że obok pisklaków są wyraźne ślady obecności jakiegoś starszego ptaka. Postanowiliśmy więc poobserwować "nasze" maleństwa.

Pisklę muchołówki
w naszym ogrodzie

Długo nie musieliśmy czekać, bo już po kilkunastu minutach przyleciała ptasia mama, tak jak przypuszczaliśmy - była to muchołówka. Ptaka tego można poznać po charakterystycznych ewolucjach, jakie potrafi wykonywać w czasie powietrznego polowania na owady wszelakie. Potrafi on zawisnąć w locie, niczym koliber, wygląda wtedy prześlicznie. Muchołówki zresztą w ogóle są świetnym lotnikami, nic dziwnego - pożywienie zdobywają w locie. Muchołówka nakarmiła jednego z pisklaków, po czym natychmiast poleciała po pożywienie dla następnego. Specjalnie szukać nie musiała, nasza działka dla muchołówek jest istnym rajem na ziemi, a my te sympatyczne ptaki darzymy szczerą sympatią, bo pomagają nam ograniczać plagę komarów. Stwierdziwszy, że ptaki są pod najlepszą z możliwych opiek, postanowiliśmy póki co ograniczyć się do dyskretnej obserwacji i przepłaszania ewentualnego drapieżników, które mogłyby zagrozić małym.

Czasu dużo nie minęło, jak zorientowaliśmy się, że w naszym ogrodzie w sumie są cztery ptsaie maleństwa, które starsze ptaki bezustannie karmiły.
Pisklaki wieczorem, pochowały się w zaroślach, a następnego dnia rano znowu je zobaczyliśmy. Tym razem miejsca, w których przebywały, udało nam się bez trudu wyśledzić obserwując dorosłe ptaki. Bo same pisklęta są tak upierzone, że naprawdę trudno je dostrzec w trawie, zaroślach czy zakrzaczeniach.

Muchołówka szara (bo o takiej tu mowa) to ptak, który (wg. Wikipedii) okres lęgowy kończy w tym miesiącu. Musi to być więc drugi lęg naszych muchołówek. Liczba piskląt się zgadza, są cztery. Teraz czeka nas do dwóch tygodni dorastania maluchów na naszej działce do pełnego usamodzielnienia, ale jak podaje to nieocenione źródło, młode, aż do odlotów zimowych, nie są przeganiane z siedlisk przez starsze ptaki, lecz dokarmiane przez rodziców. Wygląda na to, że przebyło nam czworo sprzymierzeńców w walce z komarami. Przydadzą się...
A z ostatniej chwili. Dzisiaj obserwując nasze przedszkole zauważyliśmy, że mamy w ogrodzie jeszcze jednego ptasiego młodzieńca. To pisklę drozda śpiewaka. To znaczy, chyba, bo tylko przez chwilę udało się podejrzeć przez lornetkę tego ptaka, jak karmił pisklę. Jednka po chwili drozd odleciał, a pisklę znikło w gęstwinie wrozsowych krzaczków.

I na koniec drobne wytłumaczenie. Tym razem wpis bez zdjęć, udało się zrobić tylko to jedno, ale w końcu zdjęć muchołówek, drozdów i ich piskląt jest w internecie bez liku. Aby zrobić dobre zdjęcie pisklaka (bez teleobiektywu) trzeba podejśc jednak dość blisko, a to jednak przeszkadzało by w opiece nad ptasim drobiazgiem i w jego karmieniu. Więc tym razem - bez zdjęć.

1 komentarz:

  1. i tak piękne zdjęcie...
    Szkoda płoszyć ptaszków,
    a oglądanie jak to się wszystko odbywa musi być bardzo zajmujące :-)

    OdpowiedzUsuń