W tym roku minie 10 lat od czasu, kiedy nabyliśmy opuszczoną i zaniedbaną nieruchomość położoną na skraju niewielkiej wsi na krańcach zachodniego Mazowsza. Działka ogrodzona prostym drewnianym płotem, zarośnięta, trawą i dzikimi krzakami, na niej niewielki, murowany domek. "Galante dwa mieszkanka" - jak powiedział nam miejscowy, który nas po niej oprowadzał, później nasz sąsiad. Rzeczywiście, domek składał się z dwóch pomieszczeń: kuchni i niewielkiego pokoiku. Do tego, dobudowana niewielka sień, pieszczotliwie później nazywana przez nas "sionką". Całość przedstawiała stan opłakany. Otwory okienne zabite deskami, ściany brudne, obrośnięte wszechobecnymi pajęczynami, pod podłogą biegały stada myszy i nornic.
Nasza córka, której pokazaliśmy to cudo, jeszcze przed kupnem, popatrzyła na nas z politowaniem i zapytała z rezygnacją w głosie "Chcecie to kupić?". Pokręciła z niedowierzaniem głową, popukała się w czoło i tyle.
My jednak w tym zapuszczonym, brudnym domku dostrzegliśmy to "coś". Do domku przynależały jeszcze prawie 2 ha gruntu, podzielonego drogą. Za działką na której stał dom, rozciągał się młody brzozowy zagajnik, przechodzący potem w sosnowy lasek. Po drugiej stronie drogi, kawał całkiem porządnej łąki. "Kupujemy!" - zdecydowaliśmy, choć sami wtedy nie byliśmy pewni, czy jest to dobra decyzja. Tak to się zaczęło.
A 10-tą rocznicę uczcimy tym blogiem.
Podziwiam za odwagę. Widać, ze marzenia mogą się spełniać, marzę, że może kiedyś i ja z rodzina osiądę w takim cichym i spokojnym miejscu....
OdpowiedzUsuń